Łączna liczba wyświetleń

5 września 2013

Rozdział: 1.

Uwaga nie wszystkie fakty są prawdziwe i zlewają się rzeczywistością!

Rozdział: 1.
            „Słodycz, życia”
Sama nie wiedziała, co ją tak naprawdę trzyma przy życiu. Może przyjaciele? Może jej ukochany chłopak, który nawet nie był jej chłopakiem? Może matka, którą  tak bardzo w końcu kochała?
Siedziała na łóżku i płakała... Znowu! Znowu dostało jej się od ojca, znowu ją o pierdzielił i prawie dostała w pysk. Mój boże, jej przyjaciółka widziała to? A może nie?! Ehh… Była zagubiona! Wystraszona i zapłakana.
            Do pokoju wszedł jej ojciec. Śmierdziało od niego papierosami i… I… Alkoholem. Usiadł obok niej i wybełkotał, żeby się rozbierała. Dziewczyna doskonale wiedziała, co to znaczy… Do jej dużych szaroniebieskich oczu napłynęły po raz kolejny łzy. Nie mogła się postawić, bo by dostała wpierdol, a jej ojciec i tak by ją zgwałcił.
Powoli zaczęła się rozbierać. Najpierw czarna, bez wzorkowa koszula następnie spodnie. Została w samej bieliźnie. Zachęcony ojciec zerwał z niej wszystkie ubrania. Została upokorzona przez własnego ojca.
Miała duże ambicje lecz w domu ciągłe echo w garach
Choć jak domem to nazwać 4 kąty w 4 ścianach 
Brat promotor osiedlowych akcji zaopatrza getto 
Najpierw strzał później 10 lat w celi lekką ręką
Matka dawno nie żyje jej światło płonie gdzieś na niebie 
Ojciec alkoholik podtrzymywał życie pod sklepem 
Ciągle ubliżał córce ten stary durny frajer
Co dzień szantażował kazał klękać i łapać za faje
Świat jest tak sprawiedliwy że dostaniesz w plecy kulkę 
To nieludzkie ziom jak ojciec może szmacić własną córkę 
I gdzie jest całe prawo miała dość życia pod kluczem
Planowała to od dawna nie mogła od tego uciec
Przyczaiła się pewnego razu cała roztrzęsiona
Ktoś wszedł zamknęła oczy coś trzymała w dłoniach 
To jedna sekunda trafiła z kojca do kojca ręce czerwone z żalu 
Zabiła ojca (ojca ojca ojca)
To nie tak miało być
To nie tak miało być
*
            Rano otworzyła oczy wstała i poszła do łazienki. Zamknęła się od środka i zaczęła się myć. Ojca już nie było. Poszedł do pracy. Gdy skończyła się myć poszła wolnym krokiem do kuchni. Wzięła sobie kanapkę i wrzuciła ją do plecaka. Dzisiaj zaczynała jak zwykle na godzinę 8:45, a kończyła szesnastej z groszami. Był trzeci września, poranek ja zwykle był ciepły. Westchnęła. Zamknęła dom i wyszła do szkoły.
To tylko słowa o tym skąd naprawdę to się wzięło
O esencji, o tym czego wielu nie pojęło
Wielkie dzieło, które przez lata powstawało
Tak wielu stylom dawało o tym dziś się zapomniało
Gdy się grało na żywo funk, taniec i krylony ekipy
Sugar Hill to początki wtedy nowej szkoły dla nas
A przecież jeszcze było tyle stron, setki miast Nowy Jork
Saint Louis i Kingston
Dziś nikt o tym nie pamięta starych styli nie poznaje
Ile dał James Brown tej muzyce to nie bajer
To nie moda, to po prostu fakt
To muzyka i esencja i kolejny tłusty track
A dziś brak tego wszystkiego, tylko moda
Właśnie tak z mózgu woda pytasz jak uważnie słuchaj
Masz znak Stare Miasto, Eldo, Pezet
Stara szkoła, polski rap**
            Dziewczyna ostatnią lekcję przespała, obudziła ją dopiero koleżanka. Ubrała swoją czarną bluzę wyszła ze szkoły pogadała ze znajomymi i pobiegła  jej przyjaciela, Dawida. Dawid gadał, jak zwykle przez telefon, ale czekał na nią. Ona rzuciła mu się na szyję, a on ją objął.
-           Hej, Kat.
-           No hej Dawid..
-           Jedziemy na pizze, a później do Kushi, hm?
-           Haha! No baa! – Złapał ją w pasie i poszli na autobus. To było takie, oh! Zakochana Karolina patrzyła na niego. Wsiedli w autobus i śmiejąc się ruszyli do PIZZeri.
Palę papierosa przy kawie nad ranem
Niewiele osób zasługuje na pamięć
Trafiło mnie to jak kosa na kamień
Związki, rodzina, forsa, mieszkanie
Na ścianie wiszą wspomnienia
Nie ma ich i wisi im to jak mniemam
Piję kawę i palę Camela
Nie boję się, znam to, czułem tak nieraz
Przegrany, spłukany do zera
Otwieram ostatniego millera
Nie będę nigdy dzwonił już do dilera
Choć wszystkie złe wizje wracają teraz
W telewizji obraz kontrolny, 
A w mojej głowie toczy się wojna
I czy naprawdę umiem być wolny?
Wciąż wybieram nieintratne poglądy
Wracam od niej, deszcz pada
Który raz już próbujemy to naprawiać?
Trasa do mnie wciąż taka sama
Pojedźmy przez Wolę dziś proszę pana
Kawał czasu już minął od czasu jak postawili tu Multikino
Na starych śmieciach wysiadam
Nic się nie zmieniło, pieprzona Warszawa***
            Odebrałam telefon. Pisałam z Zimmi opowiadanie na gg. Przerwałam więc pisanie z nią na laptopie i sięgnęłam po telefon, który radośnie mi przeszkadzał. Na wyświetlaczu pokazała się nazwa „David”. Odebrałam więc.
-           Słucham? – Westchnęłam ciężko.
-           Hej, Kushi! Będziemy u Ciebie za pół godziny..
-           O! Miło! – Zaśmiałam się do słuchawki i włączyłam na głośnik. – Co tam?
-           Nic… Oczekuj nas za pół godziny.. – Znowu się zaśmiał.
-           Mhm… Powtarzasz się, wiesz?
-           Nooo…
-           Super… – Cisza. Mój pies zaczął wariować więc zeszłam na dół by ogarnąć, co się dzieję. Spojrzałam się to na nich, to na mój telefon. Nosz cholera! – Hej!
-           No hej…
-           Cześć… – Powiedziała Karolina z uśmiechem.
            Oni poszli po ciasto pizzowe do sklepu, a ja wróciłam do pisania z Zimmi. Po 15 minutach wrócili. Westchnęłam. Przytuliłam się do Kat, a Dawid powiedział, że będzie zazdrosny więc się odsunęłam.
Zrobiliśmy drugą pizze, a raczej oni robili swoją, a ja swoją, przez co było śmiesznie. Po jarałam się SKKFem przy nich! Uhuhuhuhu! ^^.
-           Boże on jest ciacho! – Pisnęłam. O SKKFie mogłabym gadać godzinami! Boże! Kochałam jego głos, jego głupawe, ale zarazem i śmieszne teksty. Boże! Mój bóg zaraz po Billu Kaulitzie, którego kocham najbardziej na świecie! Oni mnie już nie słuchali, ale jebać ich. Haha!
…******…
            Później poszłam odprowadzić z Kat, Dawida. I kolejny dzień z głowy. Karolina żegnała się z Dawidem chyba z pół godziny i ją też odprowadziłam. Pogadałyśmy jeszcze trochę i poszłam do siebie.
…******…